W dniach 7-14 lipca 20-osobowa grupa kolarzy turystów z całej Polski wybrała się na rowerowy wypad na Słowenię. Wśród tej grupy znalazł się też reprezentant KTR „Peleton” z Krotoszyna Antoni Azgier. W sobotę 6 lipca 15 osobowa grupa o godz 16.00 wyrusza z Krosna Odrz. do Katowic. Tu dosiada się jeszcze 5 osób i o 22.00 ruszamy do celu podróży czyli miejscowości Kobarid w płn-zach Słowenii. Po 18 godz podróży jesteśmy u celu. Po zakwaterowaniu i odpoczynku nasz przewodnik Tomek zarządza krótką przejażdżkę po okolicy na godz 15.00. O umówionej porze ruszamy bardzo krętymi dróżkami przez okoliczne wioski nad górską rzeczkę Nadiża koło miejscowości Stupica. Mały relaks nad bardzo kamienistą rzeczką i o dziwo dość ciepłą wodą pozwala odpocząć nieco stopom. Po tym relaksie wracamy mniej krętą, ale za to z ostrymi podjazdami drogą do Kobaridu. Teraz udajemy się do słynnego na Słowenii wodospadu Kozjak na rzeczce o tej samej nazwie. Po drodze z mostu Napoleona podziwiamy głęboki wąwóz, którym płynie rzeka Soca oraz piękny wodospad. Niektórzy zdążyli jeszcze odwiedzić muzeum I wojny światowej w tej miejscowości. Wieczorem nad miastem przeszła burza, a ranek powitał nas wspaniałym słońcem i temperaturą powyżej 20 stop C. Po śniadaniu ruszamy do Triglavskiego Parku Narodowego, a dokładniej do Tolminskiego Koryta czyli bardzo głębokiego wąwozu na rzeczce Tolminka.
Po niesamowitych wrażeniach/szczególne wrażenie zrobił na nas most nad wąwozem/opuszczamy wąwóz i kierujemy się na południe do Tolmina. Po przekroczeniu mostu na Socy jedziemy przepiękną trasą rowerową wzdłuż rzeki i wspaniałych gór. Przez miejscowości Gorenji Log, Kowal, Deskle dojeżdżamy do Solkanu. Tu czeka na nas 18% wzniesienie by znaleźć się na kolejnym pięknym moście nad Socą. Jest bardzo gorąco więc na Rynku w Solkanie robimy dłuższy odpoczynek. Ruszamy dalej przez Novą Goricę – Gorizia/szkoda, że nie zatrzymaliśmy się by choć trochę zwiedzić to włosko-słoweńskie miasto/, to już Italia w kierunku miejscowości Smartno aż do winnicy w Rutcors. Jest bardzo gorąco, temp 36 stop C. Bardzo krętymi i zupełnie nieosłoniętymi regionalnymi drogami docieramy do winnicy z 1.5 godz opóźnieniem. Schłodzone białe /lepsze/ i czerwone wino bardzo nam smakują. Po odpoczynku i omówieniu przebiegu trasy o dł ponad 84 km, zostawiamy rowery w winnicy, wsiadamy do busa i wracamy ok 21.00 na bazę w Kobarid. W nocy ulewa, ale ranek znów pogodny choć chłodny. Ruszamy do Rutcors po rowery i dalej na rowerach po krętych włoskich drogach wśród niezliczonych winnic w kierunku Kobarid. W jednej z włoskich wiosek spotykamy na wzgórzu piękną wieżę widokową, z której roztaczają się wspaniałe widoki na leżące w dolinie winnice, a na wzgórzach wioski i wieże małych kościołów/niestety w większości zamknięte/. Po kolejnych podjazdach i zjazdach wjeżdżamy do przepięknego miasteczka Cividale del Friuli po słoweńsku Cedad. Piękny kamienny most nad rz. Nadiżą i wjeżdżamy na Rynek. Upał podobny jak wczoraj, więc chowamy się pod murami budynków by odpocząć od słońca i nieco się posilić. Samo miasto tchnie historią. Stare, ale zadbane budynki mieszkalne i instytucji, piękne kościoły i te wąskie, ale urocze uliczki po których kręcimy się w trakcie odpoczynku i przy wyjeździe z miasta. Przez miejscowości Sangurza, San Pietro i Stupizza zmierzamy do granicy włosko-słoweńskiej. Po jednej i drugiej stronie tylko opuszczone dawne budynki graniczne i jakieś próby uruchomienia gastronomii czy agroturystyki. Po przejechaniu ok 70 km zmierzamy do bazy w Kobarid. Zakupy w markecie MERCATOR, kąpiel, posiłek i wreszcie odpoczynek. Tym przyjemniejszy, że znów nad miejscowością przechodzi burza. Czwarty dzień wyjazd nad Adriatyk. Wieczorem zapakowaliśmy już rowery, a po śniadaniu wsiadamy do busa i ruszamy w kierunku morza. Zatrzymujemy się w miejscowości Lipica przy stadninie koni. Ze zwiedzania stadniny zrezygnowaliśmy bo bilet wstępu kosztuje 16 euro. 16 uczestników ściąga rowery i rusza z przewodnikiem w kierunku nadmorskiej miejscowości Piran. Ja z trzema koleżankami decydujemy się na przejazd busem i dobrze zrobiliśmy, bo kolarze przyjechali z 1,5 godz opóźnieniem i praktycznie nic w mieście nie zobaczyli. Nasza czwórka po dojeździe najpierw poszła na kawę, a później spacerkiem przeszliśmy wąziutkimi uliczkami pełnych kawiarenek, barów i sklepików na piękny i obszerny Rynek. W budynku Ratusza odwiedzamy informację turystyczną i otrzymujemy materiały /niestety nie w jęz polskim/ i plany miasta. Tradycyjne fotki i ruszamy na zwiedzanie miasta. Zwiedzamy liczne i otwarte cerkwie, zamek, wieżę widokową i muzeum. Widoki z położonego na wysokim cyplu miasta wspaniałe. Schodzimy na Rynek i robimy odpoczynek, a po nim ruszamy na pirańską plażę. Niestety plaża malutką i kamienista /nie to co nad Bałtykiem/, a liczni plażowicze leżą na materacach lub kocach bezpośrednio na tych kamieniach lub betonowym nabrzeżu ciągnącym się dość daleko od centrum. W trójkę tylko moczymy nogi w morzu, ale jedna koleżanka trochę popływała, a przy okazji chlapnęła nieco wody – ponoć bardzo słonej. Nie ma się co dziwić, to południe Europy, a na prospektach widać nawet pozyskiwanie soli z wody morskiej. Zmęczeni upałem kierujemy się do nadbrzeżnego bistro gdzie chłodzimy się słoweńskim „LASKO” i zajadamy własne kanapki. Czekamy dość długo na resztę grupy, a gdy już przyjechała to po krótkim odpoczynku udajemy się na plac gdzie parkują busy. Zakupy i powrót na ostatni nocleg do Kobarid.
Rowery zapakowane już wczoraj, dziś jedziemy busem pod przełęcz Predel 1156m npm na granicy słoweńsko-włoskiej. Robimy pamiątkowe fotki i zjeżdżamy w dół do Tarvisio. Tu robimy przerwę na kawę i krótkie zwiedzanie centrum miasta. Stąd pięknie położonymi trasami rowerowymi jedziemy w kierunku Kranjskiej Gory. Niestety przytrafił się nam wypadek. W nieoświetlonym i krętym tunelu jeden z kolegów wpadł na jakieś dziury i upadł. Trzeba było ściągać busa by zabrał jego i rower na bazę bo o jeździe nie mogło być mowy. Na szczęście okazało się, że to tylko silne stłuczenie barku, ale dla kolegi wyprawa już się skończyła. Nowa baza to hotel Vitranc w m. Podkoren. To jakiś stary budynek przerobiony na hotel i dość wygodny, ale ze wspólną kuchnią i łazienkami. Na szczęście łóżka bardzo wygodne. W piątek 12 lipca czeka nas najdłuższa, ale i najpiękniejsza trasa. Ruszamy w kierunku Kranjskiej Gory i dalej przez Mojstranę, Jesenice i Lipce. Trasa prowadzi doliną Savy, a tuż obok linia kolejowa i droga szybkiego uchu. Stąd prawie 4 km podjazd, aż do pięknie położonego górskiego jeziora Koldel. Woda czyściutka, ale turystów niewielu, chyba przez ten podjazd. Robi się coraz cieplej, a my ciągle jedziemy pod górę do najsłynniejszego jeziora słoweńskiego Bled z kościołem na wyspie. To stąd pochodzą wybitni wioślarze słoweńscy i na tym jeziorze wytyczony jest 2000m tor wyścigowy. Przewodnik daje nam 1,5 godz przerwy. Ludzi bardzo dużo. Opalają się, kąpią lub siedzą w licznych knajpkach przy narodowym piwie Lasko i miejscowych potrawach. O 14 ruszamy dalej przez miejscowości Zgornje i Karnica doliną rzeczki Radovna zmierzamy do miejscowości o tej samej nazwie. Po przejechaniu wielu kilometrów bardzo krętymi i wąskimi górskimi drogami znaleźliśmy się na pięknej zielonej dolinie, a wokół nas górskie szczyty sięgające 2 tys metrów. Po posiłku w przydrożnej knajpce i odpoczynku ruszamy do Zgornja Radovna z pięknym skalnym wodospadem na rzeczce Krmarica. Za wodospadem znów w górę, ale łagodnie aż do wysokiego wodospadu pod szczytem Rjavina. Kiedy zamierzałem zostawić rower i dojść pieszo wraz z dwójką współuczestników, zagrzmiało i zaczął padać deszcz. Czym prędzej schroniliśmy się pod dachem restauracji jakieś 100m niżej i przeczekaliśmy burzę. Przez tą burzę/ jak się później okazało/ tylko ośmioro uczestników dotarło do tego wodospadu, pozostałych burza zaskoczyła wcześniej i zdecydowali jechać w kierunku bazy. Porozbijani na grupki wracamy przez Mojstraną i Kranjską Gorę do Podkorena. Widok z doliny na góry wspaniały. Unosząca się wzdłuż górskich zboczy para wodna sprawia wrażenie jakby płonęły całe góry – coś wspaniałego. Pomiędzy 20-21 wszyscy uczestnicy po przejechaniu ok 90 km są na miejscu. Niestety to już ostatnia noc. W ostatnim dniu zaplanowaną mamy Planicę czyli ośrodek skoków narciarskich. Kilkanaście skoczni o różnej wielkości robi wrażenie – to wspaniałe centrum skoków w którym rokrocznie ma miejsce zakończenie Pucharu Świata w skokach i lotach narciarskich. Na mniejszych skoczniach pełno ćwiczących na igielicie chłopaków. Podjeżdżamy pod słynną mamucią skocznie. Decyduję się wspiąć na nią. Ostatecznie po pokonaniu ponad 700 schodów dotarłem do progu skoczni. Z dwóch punktów widzenia, większe wrażenie robi widok z dołu, ale widok otaczających Planicę gór niezapomniany. Ostatnim akordem naszej wyprawy do Słowenii jest Kranjska Gora, a właściwie zalew na rzece Piśnica we wschodniej części miasta. Plażowanie i masaż stóp w kamienistym korycie rzeki to wszystko co mogliśmy zrobić. O kąpieli nie mogło być mowy bo woda bardzo zimna. Ostatnią wizytę w Kranjskiej Gorze kończymy w markecie by uzupełnić zapasy napojów i żywności na drogę powrotną do Polski. O 18.00 ruszamy przez Austrię i Morawy do Katowic w których jesteśmy przed godz 5 rano. Przed dworcem PKP z uczestnikami żegna się 6 osób/ z Torunia, Warszawy i Radomia oraz ja i kol. z Ostrowa. Pociągiem IC jedziemy do Ostrowa, a ja nie czekając na przesiadkę na kole zdążam do Krotoszyna. W domu melduję się w niedzielę 14 lipca o godz 10.30, zmęczony ale zadowolony.
Za rok będziemy zwiedzać Bałkany, a dokładniej to Chorwację, Albanię i Kosowo.
Uczestnik wyprawy Antoni Azgier