Setne urodziny świętował 3 grudnia pan Antoni Minta z Lutogniewa. Z tej okazji burmistrz Krotoszyna Franciszek Marszałek i kierownik USC Renata Pflantz odwiedzili wiekowego jubilata, życząc mu wielu następnych lat życia w zdrowiu i radości. Pani kierownik przekazała stulatkowi gratulacje pisemne od premiera Polski Mateusza Morawieckiego.
Antoni Minta urodził się i mieszkał w Lutogniewie, tu też dorastały jego dzieci. Wraz z żoną Katarzyną wychowali pięcioro dzieci. Przedłużeniem ich rodziny jest 28 wnucząt, 16 prawnucząt i 8 praprawnucząt. Najmłodszy potomek skończył już roczek i na setne urodziny prapradziadka przyjechał z rodzicami ze Śląska.
Po ukończeniu szkoły w Lutogniewie pan Antoni uczył się szewstwa, praktykując w zakładzie pana Wojcieszaka w Krotoszynie, w kamienicy u zbiegu Rynku i ulicy Zdunowskiej. Chciał być stolarzem, ale było wtedy zbyt wielu chętnych do stolarki. Naukę zawodu przerwał wybuch wojny, potem młody Minta został skierowany do pracy w niemieckim magazynie żywnościowym i odzieżowym. Po wojnie dokończył szkolenie w szewskim fachu, ale pracę podjął w zakładach drzewnych w Krotoszynie. Szewcowaniem dorabiał sobie po godzinach w domowym warsztacie. Pieniądze były ciągle potrzebne, żona Katarzyna nie pracowała zawodowo, a budowa własnego domu dla powiększającej się rodziny wymagała sporo wysiłku finansowego. Pani Łucja, jedna z córek Mintów, wyjaśnia, że mama chodziła do pielenia i na wykopki na pola lutogniewskich gospodarzy. Starsze z dzieci zaraz po szkole maszerowały także do prac polowych. - Nie mieliśmy luksusów – wyjaśnia córka stulatka - ale głodu też nie było, rodzice radzili sobie. Mama sprzątała także przez jakiś czas w kościele.
Będąc już na emeryturze, Antoni Minta pracował jeszcze w zakładzie betoniarskim w Lutogniewie.
Wraz z żoną obchodzili siedemdziesięciolecie małżeństwa. Pani Katarzyna Minta odeszła trzy lata temu, po 94. urodzinach.
Jaki jest sekret długowieczności stulatka? Córka wspomina, że jej babcia, mama pana Antoniego, przeżyła 99 lat, a do dziś w dobrym zdrowiu żyje jego siostra, obecnie 95-latka. Zatem na pewno wpływ mają geny. Pan Antoni od lat wypija przed snem mały kieliszek wódki żołądkowej. - Może nie codziennie, ale często – uzupełnia rozmówczyni.
Dużo pracował, do krotoszyńskich zakładów drzewnych jeździł codziennie rowerem. - Zima, deszcz, wichura, tata zawsze na siodełku, pamiętam ten czarny rower - opowiada córka. Dopiero na kilka lat przed przejściem stulatka na emeryturę powstała w Krotoszynie komunikacja miejska, z której lutogniewianin korzystał.
Wiekowy mieszkaniec naszej gminy trzyma się dobrze, funkcjonuje na tych samych zasadach, co pozostali członkowie rodziny. Myje się sam, ubiera, goli, zjada to samo co inni. Słabiej słyszy, więc nie korzysta z radia, a w telewizji ogląda tylko ulubione skoki narciarskie. Wiedzę o świecie czerpie z gazet, które dostarcza mu rodzina. Po domu porusza się z asekuracją laski, bierze udział w życiu rodzinnym. O sobie opowiada swobodnie, dość szczegółowo, przeszkodą jest jedynie słaby słuch. Na spacery wychodzi samodzielnie z balkonikiem rehabilitacyjnym na kółkach. Jak się zmęczy, przysiądzie na balkoniku, porozmawia z ludźmi. Obserwuje z zainteresowaniem zmiany, jakie zachodzą wokół domu. Bardzo ceni sobie możliwość samodzielnego poruszania się, dlatego od lat codziennie gimnastykuje się. - Przysiady, wymachy rąk i nóg - wylicza córka. - Mówi, że nogi są mu bardzo potrzebne.
Wszystkiego najlepszego, panie Antoni.
Izabela Bartoś
Pan Antoni przed imprezą urodzinową: